Biorę udział w wydarzeniu Luty Bez Foliówek. Wiem… przecież wiem, że mamy już marzec, ale ja się nie zrażam i biorę udział. Niefortunnie jakoś nie mam do tej akcji głowy i najbardziej się w nią angażuję na FB. Na szczęście Fejsbuka jeszcze nie pakują w foliówki, więc idzie mi tam wyśmienicie. Za to na dzielni już dużo gorzej, bo jestem skupiona na podnoszeniu Igi na duchu, trzymania czapki na głowie i komina na twarzy, niezaplątywaniu się w smycz, kupieniu 4 marchewek, 2 pietruszek, 8 jabłek, 3 gruszek oraz podnoszeniu Igi na duchu. Foliówek już nie ogarniam i dopiero w domu oceniam bezmiar swojej porażki…
Mimo, że mam zawsze przy sobie siatę z karaluchem i zachowuję ekopozory, to wewnątrz… w środku… wstyd przyznać, ale tam, wśród marchewek i gruszek, mną się malowniczo i szeleszczą bezczelnie wielokolorowe, plastikowe odpady. Przeklęte siatki zrywki, wciskane mi namiętnie przez nadgorliwych sprzedawców dóbr wszelakich. Toteż wracam, rozpakowuję zakupy, zaglądam na FB, a tu patrzy na mnie z wyrzutem LutyBezFoliówek i grozi mi zielonym ekopaluszkiem.
466 reklamówek przypada rocznie na jednego Polaka i muszę przyznać, że z łatwością wyrabiam tę niechlubną normę. Nie zostanę w najbliższym czasie Dunką (4 reklamówki rocznie), ani Finką ( tej wystarcza 5 siateczek), ani nawet Niemką, gdyż ta zużywa ich zaledwie 98 na rok! Okazuje się, że to ja, wędrując od zieleniaka do spożywczaka sprawię, że tego roku w UE zużyje się 100 miliardów reklamówek. I nie umiem sobie nawet tej ilości zwizualizować bez zaglądania do zasobnika, gdzie przechowuję swoją kolekcję siateczek.
Ze wstydu, poczucia odpowiedzialności i starej, bawełnianej, niebielonej surówki uszyłam worki i siatki. Niewielkie, żeby mieściły się do tej z karaluchem. Na razie są bardzo ładne, ale postanowiłam nie mieć dla nich litości. Zaraz ich napcham do torby i siaty, a wszelkiej maści warzywa będę do nich ładować bez wahania! i nie pytajcie mnie o kiszoną kapustę!
Wymiary 43x33cm i krótkie, wygodne ucha. Szycie najprostsze z możliwych, żadnych fanaberii, bo potem żal używać i strach buraki kupować. Jedyną ekstrawagancją jest duża kieszeń, do której planuję pakować foliówki ze swojej domowej kolekcji i w ramach ekopokuty, używać ich po wielokroć.
Piórka malowałam przez szablony, czarną farbą akrylową. Z pewnością nie puści, gdyż palec, który sobie nią nieostrożnie ubabrałam był czarny przez 14 dni i 14 nocy, a paznokieć to nawet dłużej.
Pieczywo planuję kupować niekrojone. Nóż w domu mam, więc jakoś te pajdy ogarnę. Dzięki temu uniknę foliowego worka na chleb, zaklejonego irytującą banderolą i reklamówki. Zyskam po trzykroć! Bochen, także malowany przez szablon, tymże czarnym akrylem.
Cały urobek. Wygląda imponująco nieprawdaż? Kris przyglądał się temu sceptycznie, sapał, cmokał i w końcu zapytał o… kiszoną kapustę… Dobra, dobra! trudno, kapustę będę brać w folii, ale ponieważ nie gotuję bigosu codziennie, być może w tym roku zmieszczę się w średniej unijnej, która wynosi 198 reklamówek na osobę rocznie? a jak się bardzo postaram to może doścignę jakąś Helgę?
Niniejszym rozciągam akcję LutyBezFoliówek na marzec, kwiecień i listopad, a jak się wciągnę, to nawet na grudzień – uwaga bigos! Jestem uzbrojona i niebezpieczna dla przemysłu opakowań jednorazowych i torebek z folii PP, PE, CAST, OPP, CPP. Nie znoszę śmieci i Was również do tego zachęcam, może niedługo wszystkie zostaniemy Dunkami?
PS Kris: Pamiętaj, nie ma wyrazów, które mają na końcu samo „h”. Oprócz druha oczywiście.” ; Iga: „Ale druha ma na końcu „a”.”